niedziela, 29 czerwca 2014

41. you piece of sh*t!

O tym, że zostanę supervisorem pierwszy dowiedział się J. Bałam się reakcji wszystkich, ale najbardziej reszty kierownictwa, bo wiedziałam, że to na nich spocznie obowiązek szkolenia mnie i jeśli będą mi niechętni, to będzie ciężko.
A. powiedział J. i następnego dnia J. wykorzystał chwilę, żeby ze mną porozmawiać na osobności. It's easy! Easy peasy! You will find it easy! krzyczał zachrypniętym głosem za zamkniętymi drzwiami biura, a inni pracownicy próbowali dyskretnie zapuścić żurawia przez szybę, myśląc, że właśnie dostaję opierdol swojego życia. J. powiedział, że będę świetnym supervisorem, ale mam nie dać wejść sobie na głowę, bo jak będę zbyt miła, to wszyscy będą mnie mieć w dupie. Uśmiechnęłam się, ale J. zaczął krzyczeć, że mówi poważnie i że mam słuchać tego co mi radzi zanim będę żałowała.

Chyba dałam sobie wejść na głowę.
O ile coraz lepiej radzę sobie z organizowaniem pracy i kontrolą nad grupą, o tyle w strefie interpersonalnej jestem tak nieudolna jak byłam. Dziś szło nieźle, do momentu aż pracownicy zaczęli wyzywać się od skurwysynów. Poszło o głupotę, A. niechcący nadepnął S. na stopę. Jak poprosiłam o przestanie to i mnie się oberwało rykoszetem, A. (inny A., szef) siedział w biurze i słuchał jak nie radzę sobie z sytuacją, a S. nadal obrzucala wszystkich obelgami, więc bezsilnie wyszłam z magazynu. Po krótkiej wymianie inwektyw sytuacja uspokoiła się sama i ekipa wróciła do pracy, ale ja przegrałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz