środa, 26 lutego 2014

24, vegetarian challenge, książki i przemyslenia nt. pracy

Przegrałam swój trzydziestodniowy vege challenge. Uświadomiłam sobie swoją porażkę dopiero, gdy wgryzając się w kawałek rocky roada natrafiłam na coś miękkiego. O kurde, pianka. Żelatyna. No cóż, przynajmniej dowiedziałam się, że lokalna piekarnia robi najlepsze rocky roady na świecie ;)

***



To upolowałam w lokalnym charity shopie w tym tygodniu za dychę, obiecałam sobie czytać tylko troszkę. W poniedziałek czytałam tak tylko troszke przed snem że zaspałam na wtorkowy wykład.
Oxfamy to zuo.









***

Pipczymy w pracy, że obcięli nam godziny. Wczoraj zaproponowano nam dodatkową zmianę w nowym sklepie. Siódma rano, cztery godziny, kilka palet do rozładowania. Ze wszystkich na zmianie zgodziły się dwie osoby, w tym ja, trzecia dołączyła po tym jak manager uskutecznił polowanie na chętnych na fejsie. Komentować nie muszę.
(I nie, większość odmówiła nie dlatego, że ma drugą pracę na rano, musi opiekować się dziećmi, zrobić zakupy dla chorej cioci, tylko dlatego, że Wednesday is my day off)

Z czterech godzin zrobiło nam się dziewięć, odłożę na wymarzoną podróż do Szkocji :)

Tak na marginesie, czy jak klient przychodzi do sklepu najebany o ósmej rano i próbuje targować się o bokserki za funta, to znaczy że już zaczął pić, czy jeszcze nie wytrzeźwiał od wczoraj?

***

A teraz relaksująca kąpiel, dobranocka (Quatermass...) i lulu.

niedziela, 23 lutego 2014

23. uni, wiosna i prefaby


IC. Siedzę na levelu żółtym, schowana za zółtym parawanem i tłumaczę odpis skrócony aktu małżeństwa Grupa dziewczyn obok obgaduje kolezankę o imieniu Rachael, ktoś chrupie chipsy, szeleszczą notatki, książki i zeszyty, dwie studentki Media Studies przy sąsiednim stoliku zastanawiają się nad tematem eseju, przystojniak po drugiej stronie parawanu wściekle uderza w klawiaturę. Jest zadziwijąco cicho. Jest początku semestru i tylko największe no-lajfy siedzą w bibliotekach w niedziele. Za trzy miesiące znalezienie wolnego kawałka podłogi w IC będzie graniczyło z cudem.

***

Zrobiło się wiosennie, powietrze ma inny zapach. TEN zapach, zapach wiosny, nieporównywalny z niczym innym, wdzierający się do płuc, do mózgu, odurzający, zmuszający oddychać głębiej i głębiej, aż zacznie się kręcić w głowie. Uwielbiam <3

***

Jestem na drugiem sezonie Quatermassa, całkiem zacny serial. Fajnie jest móc zajrzeć do życia ludzi ponad pół wieku temu, choćby na ekranie. W trzecim odcinku jest osiedle prefabów, po zobaczeniu jednego od wewnatrz w muzeum wyobrażałam je sobie jakoś bardziej sielankowo. Pomyślałam wtedy: o rany, ale fajnie, chciałabym żyć w latach pięćdziesiątych i mieszkać w takim przytulnym malutkim prefabie!
No, tylko że wtedy mieszkałam w domu gdzie okna wypadały ze ścian :f

***

Wypilam termos kawy, ale bede miala glupawke w pracy!

środa, 12 lutego 2014

22. dwie różne Polski



W Polsce w telewizji się mówi: zalać kogoś falą hejtu, nosić longsleevy, podążać za dresscodem. Zachęca się Naród do sprawdzania pogody na mobilnych urządzeniach przed udaniem się na narty lub snowboard, zrezygnowania z zakupów w sieciówkach na rzecz młodych projektantów i jeżdżenia na zagraniczne podróże.  Z drugiej strony lecą programy eksplorujące lęki Narodu takie jak ubóstwo, awantury domowe, nastoletnie ciąże, zdrady i choroby. Kanały zrezygnowały z wypolerowanej rzeczywistości i wydelikaceni bohaterowie już nie mieszkają w podmiejskich nowobogackich domkach. Zamiast tego na wysprejowanych klatach schodowych kłócą się otyłe sąsiadki, potokami leją się wulgaryzmy a w domach Polaków trwa wieczne piekło, napędzane ciężką sytuacją ekonomiczną i bezsilnością wobec świata.

Jaki z tego morał? Gdybym ja napisała ‘zalać kogoś falą hejtu’ w swoim tłumaczeniu to by mnie tutorka chyba przez okno wyrzuciła!

***

Pozwolono mi chodzić na Subtitling Project jako wolny słuchacz i mam nadzieję że nauczę się podstaw subtitlingu. Yay :)

***

22 signs that your train station is mocking you. Sooo UK.