środa, 24 września 2014

53. zapiernicz w pracy

Dzisiaj, praca.

Dzwoni kasjer i chce drobne. Przynoszę drobne.
Head office wysłało maila, że jest recall. Szukam produktu.
Dzwoni kasjer, chce voida. Robię voida, notuję sytuację w rejestrze.
Dzwoni inny kasjer, chce drobne. Przynoszę drobne.
Skanuję produkt na recall, drukuję manifest, obklejam karton.
Przyjeżdża spóźniona dostawa, oddaję kierowcy przygotowany karton.
Head office wysyła maila, iż zmienia decyzję z recall na destruction notice.
Gonię za kierowcą przez pawilon, odzyskuję karton.
Head office wysyła maila, że trzeba zdjąć nieaktualny POS, niezdjęcie grozi disciplinary action. Szukam POSa.
Dostaję więcej CV, przeglądam, dzwonię, żeby zaprosić na rozmowę.
Nie mam w mailu template zaproszenia na rozmowę kwalifikacyjną, R. dzwoni do innego sklepu z prośbą o template.
Dzwoni kasjer, klient chce zwrócić produkt. Robię refund ale nie wiem, co napisać w rejestrze, bo klient nie mówi po angielsku. Piszę customer changed her mind.
Head office wysyła maila, że z powrotem zmienia decyzję z destruction notice na recall.
A. wysyła smsa, że mamy wysłać M. do domu i zakazać wracać bez doctor's note. Wysyłamy M do domu.
A. wysyła smsa, że od następnego tygodnia rolę M. przejmuje K. Idziemy do K., mówimy, żeby przyszedł do biura za dziesięć minut bo musimy porozmawiać. K. robi się zielony ze stresu, mówię, że mamy dobre wiadomości i uciekam do magazynu.
Wysyłam więcej maili w sprawie rozmowy kwalifikacyjnej. Świadomość, że to ja je będę przeprowadzała zaciska mi lodową pięść wokół gardła.
A. wysyła smsa, że mamy znaleźć ludzi na dziesięć dodatkowych zmian w tym tygodniu.
Stres, stres, stres.
Przychodzi R. i mówi, że jak się rozkleję, to mi przyłoży w twarz.
A. wysyła smsa, że mamy poinformować M., że zostaje na stałe przeniesiony na kasy. Środek ostateczny, najgorsza kara stosowana w niereformowalnych przypadkach. Kłócę się z R., kto ma do niego zadzwonić. Poddaję się i dzwonię.
Biegam po shopfloorze próbując namówić pracowników na dodatkowe zmiany. Dzwonię. Mam trzy osoby.
Head office wysyła maila, że jest kolejny recall.
Dziewczyna z agencji ma atak paniki, siedzi i ryczy.
Przychodzi K., siadamy, tłumaczymy co będzie robił w nowej roli, K. mówi, że to zbyt fajne, żeby było prawdziwe. Pokazuję smsy od A. K. jest zestresowany, my też. Zgadza się.
Muszę zdjąć i policzyć kasę R.
Dzwonię dalej, mam osiem osób na dodatkowe zmiany.
Przychodzi twilight, robię daily huddle. Jesteśmy dopiero w połowie zmiany.

***

Każdy ma jakieś wyobrażenie siebie, które jest raczej stałe i którego mamy świadomość, wiemy jak wyglądamy i jacy jesteśmy, jakie mamy cechy charakteru, jakie mamy wady i zalety. Każdy ma taki moment, gdzie nagle te wyobrażenie zostaje brutalnie roztrzaskane.
Ja zawsze widzę w sobie silną kobietę, wyprostowaną, i z uniesioną odważnie głową, wysoką i słusznej budowy, z umięśnionymi ramionami, szerokimi jak na płeć piękną barkami, czasem nawet odrobinę za dużą, za niezgrabną.
Dziś w odbiciu w szybie zobaczyłam małą dziewczynkę ogarniającą wielki burdel.

No, to mam kierownicze stanowisko.

sobota, 13 września 2014

52. nieogar

Poszłam po pracy na uniwersytet, skorzystać z drukarki. IC nadal pachnie przyjemnie, mieszanką kawy, czystości i czegoś jeszcze, czego nie jestem w stanie zidentyfikować. Nie byłam w IC od kilku miesięcy. Zeskanowałam kartę, przeszłam przez bramkę i zaatakowały mnie tysiące myśli które dotychczas od siebie odpychałam, oblepiły mnie całą, łaskotały w palce wklepujące hasło do komputera, usiadły na karku i lizały po uszach gdy pochylałam się nad drukarką, przez nos wpychały się do płuc wraz z zapachem IC.
Czy ja już się poddałam? Czy mam jakiekolwiek szanse na bycie tłumaczem? Czy jestem na tyle dobra, by być tłumaczem? Czy zmarnowałam ostatnie pięć lat studiów? Czy to definitywnie mój ostatni rok na uniwersytecie? Co ja robię ze swoim życiem?
Czy ja tak właściwie to ja w ogóle chcę być tłumaczem?

***

Zastępca managera ze sklepu na high streecie ukradł nam dziś rolkę shrink wrapu. Shrink wrap to taka wzmocniona folia jak do kanapek, którą owija się palety. Przyłapaliśmy go jak wychodził, R. chciał rolkę z powrotem, C. powiedział, że przecież mamy jeszcze dwie, a ja tylko machnęłam ręką i powiedziałam, że może ją wziąć, bo nasz manager ostatnio ukradł jedną z jeszcze innego sklepu.
A tak poza tym, to doszliśmy do wniosku, że ja będę pierwszą osobą, która przejdzie załamanie nerwowe w trakcie Świąt.
Just don't do E., she locked herself in the cash office, sat down on the floor and cried.

***

Dokładnie za 47 godzin mam lot do Polski, dopiero dziś wydrukowałam kartę pokładową, nie mam biletów na pociąg, nie jestem spakowana, nie mam połowy zaplanowanych prezentów dla mamy i przyjaciółek, nie wiem jaka jest pogoda, nie pamiętam ile mogę zabrać bagażu, nie wiem, gdzie są moje złotówki i nie wiem ile mam pieniędzy na polskim koncie. Mam jeszcze w planie pieczenie ciasteczek, przepis dostałam od lekko wstawionej dziewczyny na imprezie tydzień temu, gdzie sama też najtrzeźwiejsza nie byłam. Poziom mojego nieogarnięcia zawsze zbliża się do maksimum przed lotem do Polski, a jutro jeszcze idę do pracy na cały dzień.
Typical.

sobota, 6 września 2014

51. smutno

W pracy nie noszę telefonu ze sobą i sprawdzam go tylko raz na przerwie, bo boję się, że będzie tam coś niepokojącego, strasznego lub nadmiernie ekscytującego, co wytrąci mnie z równowagi.
I dobrze.
Wychodząc dziś z pracy, odczytałam smsa od mamy. Jak zawsze lakoniczna i rzeczowa, napisała mi, że F. powiesił się nad Tamizą. Tyle. Zadzwoniłam.

- przecież on miał tylu przyjaciół, nie mogę uwierzyć, że nikt mu nie mógł pomóc, nikt go nie mógł wyciągnąć z problemów
- może to, w cokolwiek zabrnął, było zbyt głębokie, żeby dało się go wyciągnąć


Siedziałam z F. w jednej ławce w podstawówce. Taki typ kumpla luzaka. Później podobno wyjechał do Anglii i wdał się w jakieś narkotyki, przestępczość, gangi czy coś, nikt dokładnie nie wie, ostatecznie zniknął i wysłał do rodziny list, mówiąc, że jeśli chcą go zobaczyć, to mają przyjechać do Anglii, bo on do Polski nie wróci. A teraz nie żyje.

Nie wiem co o tym myslec.