niedziela, 9 marca 2014

28. gender, IC i tlumaczenie

Jutro zaczyna się piąty tydzień wykładów i w IC huczy jak w ulu. Na blacie obok leży sterta książek o tytułach typu Female Masculinity (co?) i Sex, Gender and Sexuality. Po co w ogóle studiować gender studies?

Co do gender, przeczytałam na fejsie wymianę komentarzy koleżanek na całkiem ciekawy temat. Otóż chodzi o to, że jedna z nich wyszkoliła się w zawodzie kowala, ale z powodu przepisów nie może tego zawodu wykonywać i jest, za przeproszeniem, w dupie z pracą. W Polsce są limity na to, co może robić kobieta i jaki ciężar może przenosić, w związku z tym, że ciężary w kuźni bywają duże, nikt jej nie zatrudni w obawie przed konrolą BHP. W Polsce kobieta może przenosić ciężar nie większy niż trzynaście kilogramów. Co ciekawe, w Anglii i Walii, gdzie BHP jest absurdalnie wszechmocne i wszechobecne, nie ma takich formalnych ograniczeń, a HSE definiuje limit jako individual capacity. Przepisy przepisami, w życiu trzeba jeszcze przeskoczyć ludzką mentalność i stereotypy. W pracy przekonanie męskiej części ekipy, że mogę i chcę obsługiwać podnośnik do palet czy zgniatarkę do kartonu zajęło mi dobre kilka tygodni. Śmieszna sprawa, bo do obsługi tych dwóch nie jest potrzebna żadna siła fizyczna, a jednak faceci upierali się, żeby zabierać moje palety i przychodzili obserwować jak sobie radzę ze zgniatarką, nawet się specjalnie z tym nie kryjąc. Stereotypy na temat płci są wszędzie, nawet w najbardziej postępowych społeczeństwach.

A zatem jutro zaczyna się piąty tydzień zajęć, a wraz z nim czas deadlinów. Mój najbliższy jest za tydzień, cztery paragrafy tłumaczenia literatury, został mi jeden i jakieś milion godzin proofreadingu. Mam jeszcze półtorej godziny w IC zanim wyjdę do pracy, pod ręką kawę, owoce i warzywa. Jest piękna, słoneczna pogoda i czuję się szczęśliwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz