Dawno, dawno temu zył sobie lingwista-misjonarz, który
jeździł w różne miejsca i przekładając Biblię na lokalne języki nawracał
zagubione pogańskie owieczki na jedyną słuszną drogę chrześcijaństwa. Czy
raczej jednego z wielu rodzajów chrześcijaństwa, protestantyzm był to bodajże,
ale to teraz nieistotne. Ów lingwista-misjonarz wykombinował, że przekład
Biblii ma być taki, by osiągać zamierzony efekt tj. przekonywać bezbożnych
dzikusów by zamienili swoje totemy, zaklinanie deszczu i inne cuda-niewidy na
figurki Matki Boskiej, sakramenty i cuda-niewidy pochodzenia biblijnego. Szło
mu dobrze, więc wykminił, iż wszystkie tłumaczenia wszystkiego można oprzeć na
takiej zasadzie – przekładać mając na względzie to by przekład miał na odbiorcę
przekładu taki sam efekt jak oryginał ma na odbiorcę oryginału. Lingwista-misjonarz
nazwał swoją teorię equivalence theory, wydał dwie publikacje na jej temat, żył
długo i prawdopodobnie dość szcześliwie.
Podsumowując: tłumacząc tekst należy koncentrować się na tym, jak zostanie od odebrany i czy osiągnie u odbiorców zamierzony efekt.
Proste i ma sens? Nie w świecie uniwersyteckim. Istnieją tysiące publikacji negujące istnienie equivalence, kolejne dziesiątki tysięcy krytykujące całość teorii. Autorzy jednych publikacji cytują drugich, którzy z kolei cytują tych pierwszych którzy w swoich pracach odnieśli się do kogoś jeszcze innego i wychodzi z tego straszny, bezsensowny pseudonaukowy bełkot.
A ja muszę pisać na ten temat esej, obowiązkowo cytując autorów cytujących innych autorów którzy swój research oparli na cytowaniu innych autorów.
Zapytałam B. czy w naukach ścisłych jest tak samo, bo on jest naukowcem, siedzi w laboratorium i bada wpływ środowiska na genotyp różnych stworzeń.
Eighty five percent... no, let’s be generous, eighty percent of academia is bullshit. Scientists are just better at justifying why useless research should be funded from public money.
Powiedział mi to człowiek który brzmi jak BBC Radio4 i strofuje mnie, popijając herbatę z Waitrose’a, że nie mówi się chavs, tylko less educated people.
O rany, ale mam frustrata.
1500/4000, deadline w poniedziałek.
B.: sounds about normal.
Podsumowując: tłumacząc tekst należy koncentrować się na tym, jak zostanie od odebrany i czy osiągnie u odbiorców zamierzony efekt.
Proste i ma sens? Nie w świecie uniwersyteckim. Istnieją tysiące publikacji negujące istnienie equivalence, kolejne dziesiątki tysięcy krytykujące całość teorii. Autorzy jednych publikacji cytują drugich, którzy z kolei cytują tych pierwszych którzy w swoich pracach odnieśli się do kogoś jeszcze innego i wychodzi z tego straszny, bezsensowny pseudonaukowy bełkot.
A ja muszę pisać na ten temat esej, obowiązkowo cytując autorów cytujących innych autorów którzy swój research oparli na cytowaniu innych autorów.
Zapytałam B. czy w naukach ścisłych jest tak samo, bo on jest naukowcem, siedzi w laboratorium i bada wpływ środowiska na genotyp różnych stworzeń.
Eighty five percent... no, let’s be generous, eighty percent of academia is bullshit. Scientists are just better at justifying why useless research should be funded from public money.
Powiedział mi to człowiek który brzmi jak BBC Radio4 i strofuje mnie, popijając herbatę z Waitrose’a, że nie mówi się chavs, tylko less educated people.
O rany, ale mam frustrata.
1500/4000, deadline w poniedziałek.
B.: sounds about normal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz