poniedziałek, 2 lutego 2015

71. szczyt wszystkiego

Peak?
Zza nikabu pytająco spogląda para ciemnych oczu, dłonie w czarnych rękawiczkach podają mi paczkę żelków haribo.
What, sorry?
Peak?
Mam w głowie pustkę. Pani w kostiumie ninja coś ode mnie chce, ma to związek z paczką żelków haribo i szczytem (?), a ja stoję bezradnie i patrzę raz na panią, a raz na żelki, czekając na olśnienie. Albo na to, że powie coś jeszcze.
Pani ninja robi się niecierpliwa, zbliża się do mnie, nachyla, i powtarza peak? Peak?, a ja jestem w dupie ciemnej niczym jej religijne wdzianko i bezradnie rozkładam ręce.
No halal, no?
Eureka! Wiem, wiem, wiem! Czuję się jak dziecko w szkole, wyrywające się do odpowiedzi na pytanie nauczyciela, oh, let me check it out for you, yeah, they do contain pork gelatine, I'm afraid, mówię z pocieszającym uśmiechem, udając, że mnie to obchodzi...
Peak? No halal?
Poddaję się.
Yes. Pig. No halal.

Takie sytuacje byłyby śmieszne, gdybym nie miała ich dziesięciu dziennie :s

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz