niedziela, 31 maja 2015

80. ostatni esej i zle sny

'Is it a late submission?' Pyta mnie rudy recepcjonista na wydziale, a ja ze ściśniętym gardłem odpowiadam niemal szeptem 'no, it's early, due in five days', podaję esej, dziękuję i wychodzę.
Myślałam że ten moment będzie jednym z najszczęśliwszych w moim życiu, wyobrażałam sobie, że po oddaniu ostatniego eseju będę się czuła zajebiście, a tymczasem ja ledwo mogę mówić, ze stresu jest mi niedobrze (stresu? No nie wiem, może być efekt uboczny tabletek), mam wrażenie, że brakuje mi powietrza, i że zaraz zemdleję. Z pierwszego piętra zjeżdżam windą, bo boję się, że spadnę ze schodów, wychodzę z budynku, ucisk w klatce piersiowej robi się trochę lżejszy, ale nadal jest mi niedobrze.
Co się w ogóle ze mną dzieje?

***

Śniło mi się Valladolid. Poszłam gdzieś na spacer i gdy zatrzymałam się popatrzeć na piękne jezioro, upiornie kontrastujące z pustynnym krajobrazem, złapała mnie dwójka żołnierzy; rzucili mnie na ośnieżoną ziemię i następna rzecz jaką pamiętam, to była baza wojskowa. Jakaś kobieta zadawała mi pytania, ale mówiła tak cicho, że nic nie słyszałam, podniosła głowę i zaczęła krzyczeć, a ja uciekłam i biegłam na stację kolejową gdzieś w Walii, gdzie trwał karnawał rodem z Wicker Mana, a w mojej głowie wciąż rozbrzmiewały obelgi i groźby po hiszpańsku.
Ze snu wyrwał mnie budzik, serce waliło mi jak młot i z trudem łapałam oddech.
Strach w mojej głowie zawsze będzie mówił w języku Cervantesa.