poniedziałek, 29 grudnia 2014

64. snieg w Anglii

Po czterech dniach totalnego chaosu, rozpizdu i paraliżu komunikacyjnego spowodowanego śniegiem, Anglikom znudziło się jojczenie i płacz nad dantejskimi scenami opisywanymi w The Daily Mailu i nastąpił powrót do jako takiej normalności.
Dziesięć centymetrów śniegu doprowadzające cały kraj do paraliżu było śmieszne dawniej, a nie teraz jak wchodzę do pracy i mam jedenaście nieodebranych połączeń od osób, które nie mogą przyjść na zmianę bo wszystkie autobusy są odwołane.
Co nie zmienia faktu, że Wielka Brytania pokryta śniegiem jest najbardziej malowniczym miejscem na świecie i bardzo chcę, żeby tego śniegu spadło więcej <3

środa, 17 grudnia 2014

63. przemyslenia


Przyszłam do JW na komputer, jedzenie z kafejki i przemyśleć swoje życie.
Panie z kafejki odgrzały mi moje vege panini i zrobiły hojny czubek z bitej śmietany na kawie. Zniknął już w windzie na trzecie piętro JW, postgrad study space. Potrzebuję paliwa do pracy. Wyszłam z domu po ósmej, wracam po dziesiątej.

B. i P. się pokłócili, zamiast wigilii u nich widzę się z każdym z osobna na trzy godziny na lunch w Brumie. Nie jestem w stanie ocenić, kto ma rację, nie chcę zresztą, pewnie nikt albo obydwoje po trochu.
Powiedziałam B., żeby postarała mniej kierować się emocjami i ochłonąć zanim wyda krzywdzący osąd.
Powiedziałam P., żeby zamiast krzyczeć i złościć się, zaopiekował się B., bo przyjaciele powinni się wspierać.

B. ma doła, bo nie może znaleźć lepszej pracy. Do takiej, jaką by chciała, nie ma doświadczenia ani kwalifikacji, do jakiejkolwiek jest overqualified. Ona, magister ,wpuszcza tępe dziunie i dresiary do solarium.
P., absolwent prawa, jest na bezrobociu.
Ja, wciąż na studiach magisterskich, toczę codzienną batalię o to, kto zmopuje podłogę w pracy.

Witamy w świecie młodych, zdolnych i wykształconych.

wtorek, 9 grudnia 2014

62. spokojni Anglicy

W pracy spokój na poziomie personalnym, zakopaliśmy topór wojenny, ustaliliśmy, że jesteśmy w jednej drużynie, J. pokazał ludzką twarz i powiedział, że jest zestresowany i popełnił kilka błędów w tym jak nas traktował, ale szczerze chce mieć nas po swojej stronie bo bez nas nie da sobie rady. R. przeprosił za nazwanie go chujem, ja za to, że z płaczem uciekłam z cash officu gdy J. podjął próbę rozmowy.
Idzie nam wyjątkowo dobrze, dziś krzyczeliśmy na siebie tylko dwa razy, z czego tylko raz na shopfloorze i zostałam pochwalona za merchandising. Jak nie zostanę tłumaczem, to zostanę merchandiserem, pomarzyć zawsze można.

Swoją drogą ja naprawdę nie wiem, kto wymyśla te bzdury o spokojnych i nieśmiałych Anglikach, chyba ludzie, którzy poza Londynem nic w Anglii nie widzieli ;)

Poza pracą mam tyle do zrobienia, że popatrzyłam na sporządzoną wcześniej listę i usiadłam z pudełkiem twigletsów przed kompem i nie wiedząc od czego zacząć, nie zrobiłam nic.