sobota, 15 listopada 2014

59. shared house

Większość normalnych osób jak wraca urżnięta do domu w piątkową noc, to siada gdzie popadnie, kończy jeść brudnego kebaba zakupionego w podejrzanym miejscu, wypija szklankę wody, wpełza do łóżka i pomimo dokuczliwych helikopterów (u nas się mówiło samolociki) zasypia jak niemowlę.
Współlokator E., zwykle pozujacy na cynicznego twardziela, grał po pijaku na gitarze o trzeciej nad ranem i śpiewał smutne piosenki w stylu Johnny Casha. Było to nawet przyjemne, bo o dziwo szło mu nieźle i ukołysało mnie do snu, aczkolwiek jeśli wybryk powtórzy się dzisiejszej nocy to urwę mu łeb przy samej dupie, bo mam jutro na rano do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz